Tomasz czyta: „Czerwone wilczątko” i „Corto Maltese: Zawsze trochę dalej”

Pisałem ostatnio, że nie za bardzo znam się na komiksach/książeczkach* dla dzieci, wciąż jedna potrafię rozpoznać dobry, kiedy na niego trafię. Wiedzcie więc, że „Czerwone wilczątko”  jest wciągające, mądre i cudownie narysowane.

Głównym bohaterem/ką jest tytułowe czerwone wilczątko, ruszające w las, by zanieść swojej chorowitej babci upolowanego przez mamę zająca. „Pamiętaj, nie wchodź do lasu martwych drzew. Mieszkają w nim myśliwy i jego córka. To podli, okrutni ludzie, którzy nienawidzą wilków. Nie chcę by cię spotkało nieszczęście” – ostrzega mama, ale wilczątko oczywiście nie słucha i, skuszone przez ludzką dziewczynkę, trafia do wydrążonego w drzewie domu okrutnego drwala.

Materiałem wyjściowym dla Amelii Fléchais jest oczywiście „Czerwony kapturek”. Francuska rysowniczka wywraca jednak schemat fabularny baśni braci Grimm na drugą stronę i uwspółcześnia go. O ile kiedyś to dzieci musiały bać się wilków, dzisiaj to wilczki powinny bać się ludzi i wyrąbanych przez nich „lasów martwych drzew”. O ile kiedyś podział na dobro i zło był prosty, a bajkowe potwory postępowały nikczemnie, bo taką miały naturę, dzisiaj okazuje się, że nawet najpodlejsze zachowania wynikają z jakiś krzywd (prawdziwych lub urojonych) i traum, które – co gorsza – przekazywane są z pokolenia na pokolenie. O ile kiedyś legendy i baśnie niosły prawdę, dziś można nimi manipulować, tak by uwypuklały nasze krzywdy. Kosztem prawdy, ale kto by się prawdą przejmował. Brzmi to być może zbyt skomplikowanie dla dzieci, ale podane jest w sposób przystępny i zrozumiały, akurat tak, by mądrość „Czerwonego wilczątka” sączyła się podskórnie do świadomości waszych pociech.

Książeczka bywa mroczna i co wrażliwsze dzieci może wystraszać. A w punkcie kulminacyjnym nawet przyprawiać o ciarki i wstrzymywanie oddechów. Swoje robią również ilustracje: kiedy trzeba, uspokajająco ładne, a kiedy trzeba przytłaczające i straszne. Ale zawsze przepiękne. Pełne szczegółów, czasami schematyczne, czasami malarskie. Idealnie nadające się do niemego, oderwanego od lektury podziwiania, przerysowywania etc., czyli aktywności do których niepotrzebny jest rodzic (aczkolwiek ostrzegam: to jest tak ładne, że jeżeli pozwolicie, by zostało zniszczone, to pożałujecie).

Polecam z całego serca.

* Nie jest to komiks w klasycznym rozumieniu tego słowa – raczej książeczka z ilustracjami, w której jednak tekst i obraz są nierozerwalnie ze sobą związane

„Zawsze trochę dalej” 

To nie jest najlepszy Corto Maltese. Przede wszystkim dlatego, że w przygodach słynnego awanturnika na wyspach Ameryki Środkowej brakuje Rasputina, a rola sidekicka znów przypada doktorowi Jeremiaszowi Steinerowi – postaci dość mdłej, bardzo odległej od żywiołowego i szalonego Rosjanina. Ale „Zawsze trochę dalej” ma też inny problem, o wiele poważniejszy. Otóż moim zdaniem Corto po prostu gorzej sobie radzi w krótszych fabułach. Nie ma w nich czasu na budowanie tej melancholijnej atmosfery przygody, która jest w serii najciekawsza, która uwiodła mnie w „Balladzie o słonym morzu” – pierwszym „Corto”, którego w ogóle czytałem – i która zawsze sprawia, że do serii wracam z przyjemnością.

W krótszych formach Hugo Pratt radzi sobie wyraźnie słabiej. Być może dlatego, że z ograniczeniem stron nie idzie u niego ograniczenie fantazji. Te historyjki wciąż więc mają dosyć skomplikowane fabuły (zwłaszcza „Bananowa conga” o wojnach bananowych i mieszaniu Stanów Zjednoczonych w Ameryce Łacińskiej), tyle że na ich opowiedzenie, jest o wiele mniej miejsca, poznajemy je więc, nie poprzez dzianie się, ale poprzez przepakowane dialogami, mało dynamiczne kadry. A przyznajcie – ciągłe zbliżenia na gadające twarze i tony tekstu, to nie najlepszy sposób na opowiedzenie historii przygodowej.

Nie znaczy to oczywiście, że „Zawsze trochę dalej” to zły komiks. „Corto” poniżej pewnego poziomu nie schodzi i nawet w gorszych momentach czyta się go świetnie (tony klimatu ma „Zatoka Pięknych Snów”, o umieraniu i traumie I wojny światowej). Jednak, jeżeli mielibyście zaczynać swoją historię z „Corto” to może sięgnijcie po „Balladę o słonym morzu”. Albo „Corto Maltese na Syberii”. Albo „Złoty dom w Samarkandzie”.

Podoba Ci się? Podziel się z innymi.