Tomasz czyta: „Aliens: Zbawienie/Ofiarowanie”

Album wydany przez Scream Comics to z pewnością gratka. „Zbawienie” napisał bowiem Dave Gibbons (ten, co rysował „Strażników”) a narysował Mike Mignola (ten, co stworzył Hellboya). „Ofiarowanie” napisał zaś Peter Milligan (koleś od „Skina”) a narysował Paul Johnson (bardzo znany rysownik, ale nie mam w pamięci nic „flagowego” na jego koncie – kojarzę go raczej jako utalentowanego wyrobnika). Ale czy to czyni z tego komiksu dobrego Aliena? Moim zdaniem niekoniecznie.

Okładeczka polskiego wydania

Tematem przewodnim obu historii jest zderzenie alienów z mitologią i ikonografią chrześcijańską. Bohaterem „Zbawienia” jest zatem głęboko wierzący „misjonarz”, który na zapomnianej przez Boga planecie staje przed obliczem diabła i, aby go pokonać, musi stracić wiarę. Bohaterką „Ofiarowania” jest zaś kapłanka, mierząca się (na zapomnianej przez Boga planecie, of coz) nie tylko z diabłem, ale i ludźmi, którzy – by przeżyć – zawarli z tym diabłem przymierze. I ona oczywiście, w zderzeniu ze złem absolutnym, traci wiarę w naiwny religijny podział na dobro i zło, bo przecież, gdyby absolutne dobro naprawdę istniało, dla absolutnego zła (które uosabia obcy) nie byłoby miejsca.

Czy to ciekawe ujęcie? Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że tak. Ale już w trakcie lektury zdałem sobie sprawę, że proste równanie obcy = diabeł odbiera obcemu jego… cóż, przerażającą obcość. Potwór H. R. Gigera przestraszał jako całkowicie niezrozumiały, niemożliwy do uchwycenia i opisania. Spaczone zło w czystej formie. Wijące się, syczące grzęzawisko śmierci, złośliwości i zniszczenia. Drapieżnik idealny, mordujący nie z głodu i nie z woli, ale dlatego, że został zaprojektowany do mordowania (przez kogo?). Obcy H. R. Gigera był jak kieszonkowa wersja Wielkich Przedwiecznych H. P. Lovecrafta – niemożliwy do ogarnięcia intelektualnie. NIepojęty. W pierwszym filmie nie wiedzieliśmy nawet, jak on w zasadzie wygląda, bo Scott pokazywał go wyrywkowo, ukradkowo lub w mega zbliżeniach. A chrześcijański diabeł… cóż, to najlepiej opisane i skatalogowane zło w naszym kręgu kulturowym. Poznane i oswojone, a przez to nie takie znów przerażające. To zło, na którym zbudowana jest nasza religia, kultura i cywilizacja, a nie obce zło z kosmosu. To zło kuszące, przemawiające do człowieka, zawierające pakty, racjonalne. To także zło, które zawsze musi przegrać (choć akurat pod tym względem perspektywa obu bohaterów jest ciekawa, bo tracą oni wiarę właśnie dlatego, że w świecie, w którym żyją obcy jest możliwy).

Teraz, jak o tym piszę, wydaje mi się to bardziej interesujące. Może przy pierwszej lekturze przegapiłem nieco przewrotności obu konceptów? Może powinienem dać temu komiksowi drugą czy trzecią szansę? Na pewno pierwsze posiedzenie zostawiło mnie ze sporym niedosytem.

Amerykańska okładka „Zbawienia”

Co zaskakujące, fabularnie o wiele ciekawiej wypada „Ofiarowanie”. Jest tu fajny twist, stawiający przed czytelnikiem autentyczny problem etyczny (zaskakująco bliski współczesnym problemom etycznym wielu kościołów chrześcijańskich). Jest interesująca bohaterka. Jest też jeden, jedyny obcy – zabójcza maszyna do zabijania, której boi się cała wioska. „Zbawienie”, choć lepiej narysowane (Mignola <3), ma w sobie więcej z militarystycznego „Obcego 2”. Zerknijcie zresztą na pierwszą graficzkę.. Bohaterowie noszą mnóstwo uzbrojenia, a mordowani na pęczki obcy to w zasadzie mięso armatnie. Wiem, że ta szkoła ma swoich fanów, ale mnie zawsze bardziej przekonywał jeden, zabójczy obcy jak w pierwszym i trzecim filmie.

 

 

Podoba Ci się? Podziel się z innymi.