Tomasz czyta: „Arab przyszłości”

Istnieje w Internecie recenzja, twierdząca, że „Arab przyszłości” Riada Sattoufa to „bardzo mocny, zdecydowany głos w dyskusji o współczesnym islamie”. I to absurdalne zdanie zirytowało mnie na tyle, że postanowiłem coś o tym komiksie napisać (pierwotnie nie planowałem, bo nie wzbudził we mnie wystarczająco silnych emocji).

arab31

No więc, chciałbym napisać przede wszystkim to, że to w ogóle nie jest komiks o współczesnym islamie. Z kilku powodów, spośród których najważniejszym wydaje się ten, że rozgrywający się w latach 1978-84 komiks, opowiada o świecie sprzed 32 lat (!!!), w którym Libia i Syria nie były jeszcze państwami upadłymi. Co to więc, za współczesny islam? Pomijając zresztą nawet przeoczone przez Karola Susa trzy dekady, dwie wojny  i jedną Arabską Wiosnę, warto zaznaczyć, że w pierwszym tomie matka autora jest francuską ateistką, zaś jego ojciec zeświecczonym muzułmaninem, co to studiował we Francji i islam pamięta tylko z domu rodzinnego. Owszem, dalsza rodzina ojca wyznaje jakąś religię i kilka razy wspomina się o tym w komiksie, dzieje się to jednak zupełnie na marginesie i nie jest próbą opisania zjawiska, ani wgłębienia się w tematykę. Ot, anegdotki na temat babci, wujka czy al-Asada w telewizji, co to zamiast Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i Pana Boga wszechmogącego, wyznają Allaha, ale bez przekonania i niezbyt gorliwie.

„Arab przyszłości” nie jest więc komiksem ani o współczesnym islamie, ani o ówczesnym islamie. Komiks zawiera muzułmanów – ale na tym temat się w zasadzie zamyka. Ba, jeżeli by się uprzeć i na podstawie „Araba przyszłości” naprawdę powiedzieć coś na temat islamu, to wychodziłoby, że w latach 80. w Syrii i Libii mieliśmy do czynienia z przeciwieństwem tego islamu, którego dzisiaj się wszyscy boimy. Był to islam daleki od fanatyzmu, nawet jeżeli wykorzystywany do celów politycznych przez ówczesnych dyktatorów, to raczej jako furtka do ludu, coś jak nasz polski katolicyzm dnia codziennego (jarmarczno-licheński), którym wspierają się wszyscy politycy – od Kaczyńskiego i Ziobrę, poprzez Komorowskiego i Tuska, a na Kwaśniewskim z Millerem skończywszy. Kaddafi i al-Asad (ten wcześniejszy) sprowadzali islam raczej ku centrum, kreowali się bowiem na tych, co jednoczą cały naród. Zaś największym problemem współczesnego islamu jest wciąganie go w polityczne skrajności. I tutaj właśnie doszukiwałbym się przyczyn pozornej radykalizacji, której, zdaniem Susa, ulega papa Abderl-Razak. Bo przecież nie nawraca się on na radykalny islam, nie wsłuchuje w słowa imamów, ani nie interesuje wojującymi już w tym czasie afgańskimi mudżahedinami. Jemu – średnio inteligentnemu oportuniście, który marzy głównie o pieniądzach i pozycji – imponują raczej owi umiarkowani religijnie dyktatorzy. Kiedy mówi o konieczności rozstrzelania (co przywołuje Sus), to nie dlatego, że tak rozumie islam, ale dlatego, że tyle podpatrzył u swoich politycznych idoli.

arab21

Można oczywiście dyskutować, czy Abderl-Razak nie jest jakąś zapowiedzią tego, co oglądamy dzisiaj. Czy jego polityczny oportunizm z czasem nie przerodziłby się w skrajny oportunizm religijny? (bo w radykalizmie religijnym nie ma żadnego buntu, to zawsze jest łażenie na skróty) Czy po okresie zafascynowania dyktatorami, nie przerzuciłby się na fascynację nawołującymi do nienawiści imamami, wspierającymi świętą wojnę szejkami i fanatykami pokroju Ben Ladena? Ale takiej refleksji nie znajduję w przywoływanej recenzji. Niespecjalnie znajduję też podstawę dla niej w samym komiksie. Bo on po prostu nie jest o tym.

Jeżeli więc nie o współczesnym i ówczesnym islamie, to o czym jest „Arab przyszłości”? Przede wszystkim o demitologizacji figury ojca. To być może brzmi jakoś bardzo mądrze, ale w gruncie rzeczy wcale takie nie jest. Biorąc pod uwagę, że na pierwszych kadrach autor i główny bohater Riad Sattouf ma dwa latka, dosyć oczywistym jest, że swojego ojca idealizuje i uważa za Najmądrzejszego Człowieka Na Świecie. I równie oczywistym jest, że ten obrazek się bardzo szybko odmieni. Czytelnik zresztą niemal od razu widzi, że staremu Sattoufowi daleko do ideału. Ja na ten przykład przez całą lekturę zadawałem sobie pytanie (na które w komiksie nie pada odpowiedź), dlaczego w ogóle matka Riada wyszła za tego niewydarzonego przekręta? Sus sugeruje, że przemienia się ona w typową bliskowschodnią żonę i daje „ciche świadectwo życia muzułmańskich żon” (ciekawym, skąd Sus czerpie wiedzę o „życiu muzułmańskich żon”), ale naprawdę trudno takie wytłumaczenie kupić, pamiętając, że mowa o wykształconej Francuzce. W postępowaniu Clementine doszukiwałbym się raczej echa rewolucji obyczajowej, która nauczyła ją wprawdzie samodzielności, ale jednocześnie wpoiła nieco zbyt daleko idącą tolerancję, w myśl której nie protestuje, nawet gdy mąż wywozi rodzinę do biedniejszych i bardziej niebezpiecznych krajów (Houellebecq dowodził, a ja się z nim nieco zgadzam, że rewolucja seksualna lat 60. i 70. nauczyła kobiet uległości) [ale w sumie to tylko takie moje luźne fantazje; za mało o tej postaci wiadomo jeszcze, by jakoś konkretniej ją analizować].

Swoją drogą, ta demitologizacja ojca jest moim zdaniem przyczynkiem do największej słabości albumu. Riad ma dwa lata, jego zachwyt staruszkiem jest więc tak oczywisty, że okręcanie wokół niego całego komiksu wydaje się jałowe. Co więcej, wyraziste wspomnienia z tak wczesnej młodości są dyskusyjne i przez całą lekturę zadawałem sobie pytanie, ile w tym wszystkim jest autentycznej prawdy, a ile kreacji? A jeżeli czytelnik zadaje sobie takie pytanie w trakcie dzieła autobiograficznego (i nie jest to celowy zabieg autorski) to raczej niezbyt dobrze.

arab11

Najciekawiej wypadają zepchnięte na margines spostrzeżenia na temat libijsko-syryjskiej codzienności. Pod tym względem „Arabowi przyszłości” całkiem blisko do polskiej „Marzi”, która podobnie przedstawiała rzeczywistość dyktatury z punktu widzenia naiwnego dzieciątka – małego na tyle, by w zasadzie niczego nie kwestionować, a wszystkie dziwności obcego systemu przyjmować ze spokojem (w „Persepolis” to dziecko było już nieco zbyt duże i zbyt mądre, a wykształcona, teraźniejsza narratorka zbyt mocno obecna) .

Mnie osobiście „Arab przyszłości” nie porwał, a porównania do „Mausa” czy „Persepolis” odczytuję jako niesprawiedliwe dla tych dwóch ostatnich. To taki średniak europejskiego komiksu autobiograficznego. Ani szczególnie egzotyczny, ani wybitnie ciekawy, ani nowatorski formalnie, ani dobrze opowiedziany. Ot, poprawne, czasem nieco zabawne, wynurzenia autora na temat dzieciństwa w rozjazdach. Wrzucające kamyczek do opowieści o Francji lat 80, Syrii za rządów al-Asada (poprzedniego) i Libii pod butem Kaddafiego. Można się z nich nieco dowiedzieć o rzeczywistości sprzed trzech dekad, ale szczerze mówiąc znam lepsze źródła takiej wiedzy.

PS. Karol Sus, olsztynianin (<3), „wolnościowiec wychowany na micie amerykańskiego snu” (nie ściemniam!), pisze jeszcze o „kompletnie bezradnej Europie”, która pod fasadą pięknych haseł prezentuje pustkę, ale o tego już mi się nie chce komentować. Chyba nie warto.

Podoba Ci się? Podziel się z innymi.