Niezatapialni odcinek 334

Pewnie Was to zaskoczy, ale przez to, że Tomek może teraz strzelać laserami z oczu, Dominik przejął batutę i prowadzi dzisiejszy odcinek. I w stylu Dominika mamy mały chaosik: odcinek w 2/3 newsowy i w 1/3 tematyczny (Domek też lubi matematykę, wiedzieliście?).

W sekcji newsowej rozmawiamy o wielkim bagnie, jakim jest teraz Activision Blizzard. Sprawa jest gruba, więc żadna liczba podlinkowanych tu artykułów nie wyczerpie tematu, musicie niestety sami trochę pogrzebać (najlepiej przez odniesienia do artykułów w różnych serwisach). Ogólnie to fest słabo i no kurcze, no. Spędzamy też całe dwie minuty rozmawiając o „nowym Smash Bros.” od WB. Nie ma tu sensu nawet nic linkować, pokażę Wam filmik:

Tematycznie Tomasz ma szansę opowiedzieć nam o dziełach kultury, które totalnie zmieniły jego życie, więc macie szansę dowiedzieć się o Tomku1 trochę więcej 🙂

W sekcji co+jest+grane ja z Dominikiem mówimy o Slice of Sea (disclaimer: to jest gra przyjaciela podcastu, wspaniałego Mateusza Skutnika! Więcej disclaimarów w odcinku), ja zachęcam też do zbingowania dziesięcioodcinkowego serialu animowanego Inside Job. Tomasz mówi o audiobooku Lolity i zachęca do tego, by sięgnąć do podcastu prowadzonego przez Jamie Loftus, związanego z tą tematyką.

W sekcji poetyckiej skupiamy się dzisiaj na Gałczyńskim, tak jak zapowiadaliśmy:

Konstanty Ildefons Gałczyński, Zwierzęta patrzą na nas

Kogut pośrodku podwórza
zapiał: – Kukurykukuku!
Proszę państwa, nowina duża,
miałem telefon: nowina straszna:
nie nadajemy się,
nie nadajemy się,
nie nadajemy się
do druku.

– Jak to? – gdaknęła pewna kurka. –
Nie nadajemy się? O rety!
– Tak, proszę kur, bowiem te piórka
to wszystko jest parszywy estetyzm.

Więc patrzcie na mnie, zaraz się zmienię.
I rzeczywiście: przez parę godzin
wyrwał sobie cale barwne upierzenie
i jako szkielet chodził.

Cierpiała przez to produkcja jajek,
lecz on się śmiał do rozpuku
i tylko śpiewał: – Już się nadaję,
już się nadaję
do druku.

Kury poszły w ślad kogutowy
i według wszelkich reguł
ta sobie oko wyrwała z głowy,
ta nogę, ta inny szczegół:

(bo, rozumiecie, na co mi noga?
przez nogę tylko zamęt;
bo niby, wiecie, kto wie, czy noga
to także nie jest ornament?)

Jelenie słysząc w sprawie tej nogi
o dąb, co szumiał w lecie,
obtłukły sobie na głowach rogi,
żeby też być na tapecie.

Dąb, oczywiście, jeleni śladem
spróchniał. Na wszelki wypadek.
A gwiazdka śniegu, ach, jak śliczna!
krzyknęła roniąc łzę:
– A może jestem estetyczna?
I rozpuściła się.

Księżyc jak lustro pęknął. Pierzchły:
dzięcioł, że barwny, zając, że śmieszny.

A wtedy, na radość światu,
gdy wiatr o północy zahulał,
z pobliskiego cmentarza biurokratów
wyszli biurokraci,

bo pasowali do tego pejzażu jak ulał.
Pootwierali wentyle z nudą,
gwiazdy wesołe zasnuli nudą.
Świat stał się nudny, zarozumiały,
samotny i bez ruchu,
lecz wszystkie rzeczy się nadawały,
już nadawały,
się nadawały,
się nadawały
do druku.

Podoba Ci się? Podziel się z innymi.