Niezatapialni 239

A na przykład Neon Genesis Evangelion…

… siedzi we mnie od lat. Like, serio. Właśnie teraz, oglądając go po raz kolejny, szósty czy siódmy raz całą serię, zdałem sobie sprawę, jak głęboko we mnie tkwi ta opowieść. Na każdym poziomie: filozoficznym, psychologicznym, fabularnym. Ba, były czasy, że nawet seksualnym. Choć nie jestem wielkim znawcą anime, to chyba żaden inny tekst kultury nie wywarł na mnie takiego wrażenia.

Mam do Evangeliona straszliwie krytyczne podejście. Mogliście to zresztą usłyszeć w podcaście (bardzo mnie zdziwiło, jak w komentarzach pisaliście, że „nie polecam”; jak mógłbym nie polecać NGE?!). Wiele odcinków odstrasza mnie głupimi zgrywami i nietrafionymi żartami. Projekty niektórych Aniołów to smutny żart. Mogłoby być w Evangelionie nieco mniej dziewczęcej bielizny. A kostiumy noszone przez 14-latki mogłyby być nieco mniej obcisłe. Oba zakończenia uważam za fabularny bełkot, który powinien zostać zaorany i opowiedziany jak trzeba (przy czym, miejcie proszę na uwadze, że nie przeszkadza mi wymowa serialu, ale to, że on się kompletnie rozsypuje na luźno powiązane ze sobą sceny i monologi). Nowe filmy bolą mnie niemal fizycznie, bo dzieje się z nimi dokładnie to samo, co z serialem. Jakby w Hideakim Anno tkwiło jednocześnie dwóch twórców i jeden chciał opowiedzieć tę historię, a drugi ją zniszczyć.

A mimo to, nie potrafię patrzeć na Evangeliona krytycznie. Porusza we mnie zbyt czułe struny. Trafia zbyt blisko tego czegoś, co kryjemy głęboko w sobie, mając nadzieję, że nigdy nie będziemy musieli się z tym konfrontować. Wywołuje jednocześnie niechęć, bezgraniczną miłość, zdumienie i zażenowanie.

Projekty postaci. Nieruchome ujęcia. Puste ulice Tokio-3 i cykady wciąż drące mordy. 50-sekundowe milczenie w windzie. Przerażająca fizyczność Evangelionów. Dziewczyny w bandażach. Shinji w szpitalu. Obezwładniająca witalność Misato. Albo te wszystkie ujęcia na postaci zaciskające bezwiednie dłonie, jakby upewniające się, że wciąż istnieją, że ich fizyczność i egzystencja jest prawdziwa i – pozbawione władzy nad własnym losem – mogą kontrolować choć ciało.

A przede wszystkim emocjonalna i egzystencjalna pustka Rei. Jej bezwład, bezosobowe spojrzenie, nieśmiały uśmiech. Jakby zupełnie nieintencjonalnie pogodziła się z tym, że ma w duszy dziury, których nigdy nie zapełni i postanowiła po prostu z nimi trwać. Nie walcząc, nie wykrwawiając się, czekając na koniec.

(Nawet po obejrzeniu serialu tyle razy, Rei jest dla mnie bardziej postacią, którą stworzyłem w głowie, niż tą wykreowaną przez Anno w całym serialu. Po prostu mam z nią zbyt „osobistą” relację, by przejmować się jakimś tam jej twórcą)

Choć przecież nie tylko ona. Strach skrywany przez Asukę. Jej bezczelność i odwaga. To ile energii wnosi do każdej sceny i jak bardzo tej energii brakuje, kiedy z Asuką jest źle. Nieoczywista chemia pomiędzy nią a Shinjim, będąca chyba najlepszą ilustracją terminu „love-hate relationship”. I obezwładniające lęki Shinjiego. Kompleksy tak głębokie, że uniemożliwiające normalne funkcjonowanie. Dojmujące poczucie krzywdy i postanowienie, że nigdy już nie da się zranić. To, jak kruchy jest i jak konsekwentnie odmawia stereotypowego, głupiego zmężnienia.

Wchłonąłem serial. Filmy. Komiksy. Hentaje. Fanfiki. Całą masę jutubek tłumaczących „filozofię Evangelionów” i kilkadziesiąt artykułów o jego produkcji. Wczoraj zamówiłem komiks autobiograficzny autorstwa żony Anno, a teraz oglądam sobie „Gunbuster” – pierwszy prawdziwy sukces Anno, jako reżysera (niespodzianka: jest o licealistkach i wielkich robotach). Ba, w liceum napisałem nawet coś na kształt fanfika i – o zgrozo! – pokazywałem go ludziom. A teraz, niemal 20 lat później, znów wskoczyłem w to wszystko po uszy i nie mogę przestać o Evangelionie myśleć.

Stworzenie czegoś, co tak głęboko rezonowałoby z choć jednym odbiorcą to chyba największe marzenie mojego życia. Napisanie książki czy komiksu, który wejdzie komuś pod skórę tak głęboko, że już do końca życia nie będzie mógł się otrząsnąć.

Lekturą kształtującą. Tym jest dla mnie Evangelion.

A Wy, macie takie teksty?

Ten uśmiech <3

W odcinku odpowiadamy na randomowe pytania Igi. Występują także Tomek i Domek.

Podoba Ci się? Podziel się z innymi.