Więcej ściętych głów niż rosnących drzew

Po raz pierwszy od lat nie musiałem uczestniczyć w całej tej hucpie rozgrywającej się wokół E3, nawet na odległość, z biurowego komputera. Setki newsów, dziesiątki zwiastunów, ploteczki, obrazeczki, przechwałki i o mój Boże, taka następna generacja.

Siadłem wygodnie we wtorek rano i od godziny 9:00 do 9:30 obejrzałem wszystko, co chciałem zobaczyć. Być może kiedy te wszystkie filmiki promocyjne przetykane są wywiadami, prezentacjami, okrzykami i brawami tłumu (czego nigdy nie zrozumiem, ale spoko), to robi to większe wrażenie. A tak? 10 materiałów na YT i po sprawie. Żadnego biadolenia przed E3, kto wygra, żadnego przewidywania, kto wygrywa, żadnych wrzasków, kto wygrał. Żadnego uczestniczenia w medialnych wygibasach. Tylko przyglądanie się propozycjom wydawców na spokojnie, chłodnym okiem.

I wiecie, co wam powiem? Wiecie, kto wygrał E3? Zabijanie.

Chlast, chlast, bum, bum, bang, bang. Tu lecą głowy, tam zombie odgryzają członki, tu ktoś morduje żołnierzy francuskich. Jakiś punk bez mrugnięcia okiem zabija zainfekowanych agresywnym napojem energetycznym. Angielski arystokrata rozwala londyńskie slumsy, opanowane przez zmutowanych przez chorobę. Latający sześcian mówi mi, że tylko ja mogę uratować ludzkość, mordując wszystko na swojej drodze (ale OMG, taki można motór latający wyczarować z powietrza). Trzech agentów rządowych niszczących całą dzielnicę, żeby dopaść jednego kolesia.

Zabijanie – najprostsza mechanika do zrobienia w grach. Ech.

Niemałym zaskoczeniem była dla mnie jednak obecność gier, w których nie chodzi o zabijanie i na tych tytułach tutaj się skupię. Strzelanie i ciachanie wydaje mi się po prostu nudne. Oto gry, które nakręciły mnie na przyszłość.

No Man’s Sky

Ciężko nie ekscytować się tą grą od małego studia, które nie poszło na Kickstartera, nie stoi za nimi legendarna figura, której szczyt kariery przypadał na lata, kiedy uczyłem się podstaw matematyki. Ot, grupka twórców, rzucająca się z motyką na słońce.

„No Man’s Sky” za pomocą jednego, pierwszego materiału całkowicie zmieniło sposób, w jaki twórcy wielkich space-simów mówili o swoich grach. Nagle ekipy od „Elite: Dangerous” i „Star Citizen” przypomniały sobie, że też mogą tworzyć proceduralnie generowane wszechświaty. Niewielki skład osobowy, problemy z powodzią, ambitne cele. To wszystko powinno nastrajać mnie pesymistycznie, ale nie, ja w nich wierzę. Dinozaury! Kosmos! Brak eksplodujących głów i odciętych członków.

Entwined

Gra o dwóch duszach, które nie mogą być ze sobą, ale bardzo chcą, symbolizowanych przez ptaka oraz rybę (jest tu jakiś żart z dwóch moich kolegów, ale jakoś nie mogę go wcisnąć), inspirowana chińską legendą. Z abstrakcyjną grafiką. I jasnymi odwołaniami do origami. Coś pięknego. Ciekawe, czy ptak musi zeżreć rybę na końcu. A nie, tego nie robi Ubisoft.

Ori and the Blind Forest

Platformówka powstająca na silniku Unity od uroczym zwierzaku ściganym przez ogromną, mroczną sowę biegającym po tajemniczym, magicznym lesie. Zwiastun to prawdziwy wyciskacz łez. Czuć na kilometr Mononoke. Gdybym był na kacu, pewnie bym płakał.

Inside

Nigdy nie grałem w „Limbo”, choć zarówno Tomasz jak i pavelo grą się zachwycali. Twórcy ogłosili własnie „Inside”, które wygląda… jak „Limbo”, tylko w trójwymiarze. Bohaterem jest chłopiec, klimat jest mroczny, dodano do tego sporo z orwellowskiego „1984” na pierwszy rzut oka. Piękne.

Abzû

W tej grze macza palce pan z thatgamecompany, który wcześniej pracował przy „flowe” i „Journey”. Czyli jestem zainteresowany. W „Abzû” eksplorować będziemy tajemnicze głębiny oceanu, miziać się z wielorybami i uczyć się od nich trudnej sztuki koegzystencji na jednej planecie. A przynajmniej tak mi się wydaje. W każdym razie nie pokazano żadnej mechaniki strzelania do delfinów i odcinania płetw rekinów na zupę.

Więc o co tyle płaczu, panie?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie zagram w „Far Cry’a 4”, „Assassin’s Creed: Unity”, „Bloodborne” czy „Destiny”. Że nie tknę „Wiedźmina 3” czy „Dragon Age: Inquisition”, choć nikt mi jeszcze nie wytłumaczył, dlaczego chciałbym należeć do organizacji nazwanej po grupie znanej z mordowania niewinnych.

Zauważyliście, że większość wysokobudżetowych gier podąża za prostym podziałem na tych dobrych i tych złych? Nie mamy wątpliwości, że nasza sprawa jest słuszna, a tamtych nie. No bo jak to, przecież „oni” są zmutowanymi chorymi, złymi sługusami monarchii, krwawymi dyktatorami czy rozszalałymi zombie. Patrzysz na „nich” i już wiesz, że możesz zabijać bez cienia wątpliwości.

Jestem tym zmęczony. Nie mam ochoty na wchodzenie w narzucone mi role. Chcę po prostu pozwiedzać las. Albo morskie głębiny. Lub polatać po kosmosie i popatrzeć na dinozaury (dinozaury!).

Michał Piwowarczyk
 

Podoba Ci się? Podziel się z innymi.